Troche zamilklam bo zajelam sie poznawaniem blizej Salwadoru a raczej jego polaczen autobusowych, bo to dla mnie czarna magia. Zacznijmy od tego, ze sa rozne rodzaje autobusow na tyle na ile sie zorientowalam to zielone sa to te miedzy miastowe, biale oraz bialo-czerwone jak i kazde w innym kolorze to miejskie. Nota bene w calym panstwie nie powtarzaja sie dwa takie same numery, bo jak jest 4C w San Salwadorze to w zadnym innym miescie takiego numeru nie moze byc. Stad kombinacje typu R4, czy tez 4A mo i moze byc R4A i kazdy jedzie gdzie indziej! Zastanawialam sie, czy nie mozna byloby zrobic teleturnieju telewizyjnego pt Trasy numerow autobusowych w Salwadorze.
Cala komunikacja jest oczywiscie w rekach prywatnych - kazdy moze postawic swoj samochod na dana trtase tylko do miasta / panstwa musi wplacic kase za licencje na dana linie. No i przez to dzieje sie tak, ze nie ma rozkladu jazdy nigdzie ani dokladnie gdzie sa przystanki. Najlepsza polityka to stanac przy ulicy i czekac no i upewnic sie przyanjmniej 3 osob czy ta linia tedy jedzie i w tym kierunku gdzie sie chce. Przejazdy sa tanie od 0,20 USD do 1.5 USD i odgornie zarzadzone przez panstwo. (Waluta w Salwadorze jak i Panamie jest USD - nie maja swoich wlasnych walut..... zastanawiam sie jak wiec takie panstwo mzoe wiedziec ile kasy jest w obiegu i jak wymieniaja banknoty stare na nowe no i jak to wplywa na gospodarke USA, ktora spora czesc USD ma poza swymi granicami). W tej sytuacji jasnym jest dlaczego kierowcy tak pedza - kazdy chce wyprzedzic konkurencje i zebrac pasazerow przed reszta.
Obsluga autobusu w zaleznosci od opcji sklada sie:
opcja 1 - sam kierowca ale ma bramke przy drzwiach przednich i trzeba dac mu kase a wtedy wpusci przez bramke, w ktorej jest licznik ilu pasazerow przeszlo, wysiadka zas drzwiami z tylu
opcja 2 - kierowca+kasjer - kierowca jedzie a kasjer przechodzi sie po autobusie i mowi przechodzac ¨sss¨ i zbiera oplate do takich specyficznych woreczkow gdzie ma rozne kieszonki i kazde monety wklada do innej. Pan zbieracz jednoczesnie jest i krzykaczem - tzn wychyla sie przez drzwi i krzyczy w jakim kieruku jedzie dany autobus i pomaga ludziom wniesc bagaze
oopcja 3 - kierowca + zbieracz + naganiacz - po prostu funkacja naganiacza i zbieracza jest rozdzielona na dwie rozne osoby.
Bardzo podobalo mi sie ze pan zbieraczo-naganiacz zawsze pomaga wysiadac i podaje bagaze jak i zabiera bagaze do autobusu... tak wiec nie musze dygac swego ciezkiego pelcaka, bo zawsze jest niesiony od taksowki do autobusu czy tez od jednego do drugiego autobusu.
W autobusach oczywiscie zdarzaja sie kontrole - ale to jest tak, ze pan kontroler wchodzi do autobusu a przed nim idzie pan zbieracz i sprzedaje bilety wszystkim tym, co ich nie maja i pan kontroler kontroluje zaraz... wiec w czasie kontroli wszystko ladnie wyglada i to za zgoda pana kontrolera.
Smieszne jest tez to, ze czesto wogole nie daja biletow a jak dadza i sie wysiada to zabieraja - moze chca jeszcze raz ten sam bilet sprzedac?
W calym tym chaosie autobusowym opracowalam nastepujaca taktyke - stawalam przy bramie wyjazdowej z dworca i pytalam sie pana pilnowacza calego dworca czy ten numer jedzie stad i uzbrajalam sie w cierpliwosc. Bo nie znaczy to ze jak autobus jest o 5 tej bedzie o 5tej - mogl pojechac o 4.45 zeby wyprzedzic konkurencje i zabrac Klientow albo bedzie o 5.30 bo za malo jest pasazerow, by juz ruszyl.
Trzeba sie tez przyzwyczaic, iz w Salwadorze komuniakcja rusza od 4 rano i zwykle ostatnie autobusy odjedzaja o 18tej. Dzis jechalam taksowka o 4.30, bo chcialam zlapac autobus o 5 rano (ruszyl oczywiscie o 5.20) i takich korkow jak tu to nie widzialam nigdy w W-wie. U nas o tej porze to puste ulice a tu ruch jak w poludnie na Marszalkowskiej! Oczywiscie mozna tez sobie cos zjesc. Bo nim ruszy autobsu przewija sie cala kawalkada handlarzy - poczawszy od lodow, chipsow bananowych, wody, sokow, ogorkow, pomaranczy, bananow, melonow badz papaji z - o zgrozo!! - sosem z chilli, handlarzy owlowkow, skarpetek , zeszytow , i czego tam komus przyjdzie do glowy. Ale tu jest w prowananiu do Gwatemali usprawnienie - handlarze wchodza przodem a wychodza tylem, bo tu tez sa te amerykanskie szkolne autobusy i z tylu maja drzwi awaryjne.
Jaki jest Salwador? Ludzie sa bardzo biedni - niech swiadczy o tym to, ze z Gwatemali na granicy przemycaja tzw mrowki ogorki czy tez pomidory w duzych ilosciach.
Poniewaz mam ograniczony czas to bylam tylko w kilku miejscach. Santa Ana jest malym miasteczkiem gdzie obok jest najwazniejszy zabytek tego kraju - Tazumal, czyli kolejna piramida z czasow Majow. San Salwador, stolica - pelen ruchu, huku, wrzawy i widac nawet dobre samochody tylko..... na obrzezach miasta ludzie mieszkaja w slumsach.... takie jak w Indiach. Domy zbudowane z blachy, gdzie doslownie jest jedno pomieszczenie. Do tej pory mam przed soba obraz tego, co zobaczylam i naprawde serce sie kraje.
Ludziom zyje sie ciezko - srednia pensja to ok 150-200USD, wynajecie mieszkania ok 50 USD na miesiac. Ale co z tego kiedy niektorzy emeryci dostaja emeryture w wysokosci 60 USD.... Koszt domu to ok 60tys USD. Obiad - max 3 USD. Moj rekord to 1.25USD za full wypas obiad zjedzony doslownie na ulicy, gdzie taka pani gotowala i kupowali u niej okoliczni ludzie. Nie moglam wiec sobie odmowic przyjemnosci sprobowania tego, co jedza sami Salwadorczycy (chyba tak sie to odmienia). Zreszta oni ciagle cos jedza i popularne jest jedzenie na ulicy.... a panie maja takie opasle ksztalty, ze ja przy nich to jestem chuda jak osc z ryby. Ale i tak nie sa to takie egzemplarze jak w Belize.
Zastanwiam sie jak mzona wyzyc w tym kraju skoro sklep jest tu kolo sklepu i knajpa obok knajpy a obok tego liczne panie, co gotuja doslownie na ulicy. Wyciagnelam wiec sobie wniosek, ze im kraj ma ciezsza sytuacje tym wieksza liczba osob trudni sie handlem.
Zreszta cos sie tu dziwic - Salwador ma 321tys km2 powierzhni i ok 6,7mln ludzi a takie Belize ma 322tys km2 powierzchni i..... tylko 321tys mieszkancow. Tak wiec w Salwadorze jak w RP - dom kolo domu i miejscowosc obok miejscowosci niczym u nas w RP - brak wolnych przestrzenii jak sie jedzie droga.
Najwiekszym wyzwaniem dla mnie byla podroz do Perquin, ktore jest przy granicy z Hondurasem i slynela z tego ze w czasie wojny domowej w latach 1980-1992 byla tu siedziba opozycji no imiesci sie tu teraz muzeum wojny. Samo dotarcie wymaalo 2 autobsuow a potem jazdy na tyle pick-up, gdzie jedzie sie za oplata bo to inan wersja autobusu. Tylko jak wsiadalam do tego samochodu to ogarnelo mnei przerazenie - wszyscy panowie meili meczet i przerazilam sie ze tu nadal jest wojna. Ale jak sie oakzalo mmeczety sluza do pracy - scinania trziny i kukurydzy.
W muzeum okazalo sie pan, ktory pilnuje przezyl ta wojne. Mial 8 lat, gdy wojsko opozycji zabralo go i do 15 roku zycia walczyl.
Ale moze od poczatku skad ta wojna. Salwador slynie z kawy (to prawda bo nigdzie nie udalo mi sie wypic herbaty i w zadnej knajpie herbata nie funkcjonuje w menu tylko jedynie kawa) i kontrolowane jej uprawy byly przez tzw 14 hiszpanskich rodzin w XIXw. Potem nastala wolnosc i rozne rzady dyktatorow, ktore oczywiscie kontrolowaly uprawy kawy i rolnikom malo polacili za zbiory. To wszystko spowodowalo, ze Salwador robil sie coraz biedniejszy a klasa bogata trzymala monopol na wszystko w swych rekach i stanowila 2% calego spoleczesntwa. Kosciol tez domagal sie zmian i przede wszystkim poprawy sytuacji rolnikow, wolnosci slowa, szkoly dla wszystkich. Tak mowil rowniez arcybiskup Romero, ktory zostal zabity chyba w 1979r przez rzad, by nie podburzal ludzi. To przewazylo sprawe i w 1980r wybuchla wojna domowa. W czasie niej zostaly zabite 4 siostry zakonne amerykanskie, co stalo sie pretekstem, by USA wkroczylo do Salwadoru stojac oczywiscie po stronie rzadu. W tej sytuacji ZSRR, Chiny i Korea (ta komunmistyczna) popralo rebeliantow. I gdyby nie interwencja USA, ktora kosztowala codzienie budzet tego panstwa 2 mln USD (per saldo wydali 2 billiony USD na te wojne) pewnie wojna skonczyla by sie szybciej a tak trwala 12 lat. Po stronie rebeliantow - nazywanych FMLN (Frente Farabundo Marti de Libertad - czyli Front Wyzwolenia im Farabundo Marti) stalo wiele krajow europejskich i wiele osob na ochotnika przyjezdzalo walczyc - Wlosi, Niemcy, Chilijczycy, itp.... o Polakach nie slyszalam :-(( A wszystko wiem oczywiscie od pana z Muzuem Wojny Domowej w Perquin, bo sam tak jak wyzej napisalam od 8 do 15 roku zycia walczyl w tej wojnie. Powiedzial, ze to bylo okropne, bo obydwie strony porywaly chlopcow - tak jak i jego, bo zabili mu rodzicow a potem przyuczyli do walki. A jesli wyobrazimy sobie do tego dzungle, pore deszczowa i bloto jakie powstaje to jest to naprawde nie zabawa tylko walka o przetrwanie.
Pan mi powiedzial, ze to bylo konieczne, bo inaczej nie byloby reform i szkoda tylko, ze rzad przez 10 lat nie chcial negocjowac porozumienia tylko liczyl na pomoc USA mimo iz rebelianci ciagle wyciagali reke do porozumienia. Do tych opowiesci jak sie dolaczy lezace w muzeum karabiny, bomby, miny itp.... to trudno sobie uzmyslowic, ze to skonczylo sie raptem 17 lat temu, czyli tak nie dawno i za czasow kiedy pewnie wiekszosc z nas juz zyla ale nie byla swiadoma, co sie dzieje na drugim koncu swiata.
Jeszcze taka mala dygresja co do Perquin i granicy z Hondurasem. Bodajze w 1969r wybuchla wojna tzw futbolowa. Po prostu w czasie meczu eliminacyjnego do Mistrzostw Swiat w Pilce Noznej byl meczy miedzy Salwadorem i Hondurasem i mial miejsce w San Salvador- wygral Salwador. I doszlo do bojki miedzy kibicami obdywu druzyn, co skocznylo sie wtragnieciem wojskwym Salwadoru do Hodnurasu i zajeciem jednej z przygranicznych miejscowosci. Ostatecznie Salwador sie wycofal ale za to nie uznal czesci wspolnej granicy miedzy obydwoma panstawmi i tak ..... na granicy Salwador-Hodnuras za Perquin nikt nie siedzi z Salwadoru, bo nie uznaja tej granicy a jedynie kontrola Hodnurasu, ktora tez pewnie pilnuje, czy sasiad znow nie pragnie wtargnac
Sami ludzie sa bardzo mili tylko maja calkiem inny akcewnt nzi w Gwateamli i czasami bylo mi ciezko ich zrozumeic jak szybko mowili. Miejscowi panowie uznaj sie zas za naprzystojniejszych na swiecie... i tak chlopak, ktory mial mi wymienic w Sanat Ana w pokoju spalona zarowke nie chcial wyjsc mi z pokoju. Musialam go wrecz doslownie wystawic za drzwi :-))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz