poniedziałek, 12 stycznia 2009

Gwatemala - wulkan Pacaya+Panajachel

Minal kolejny dzien w Gwatemali i coraz lepiej sie tu czuje aczkolwiek mam pewne obrazenia cielesne. Ale moze po kolei.

Wczoraj dojechalismy z Gwatemala City do Antigua, ktora jest dawna stolica Gwatemali i jest naprawde pieknym miasteczkiem, gdzie wiekoszosc domow jest podobna wilekoscia do tych na Bornholmie. Z ta jednak roznica, ze na Bornholmie maja duzo okien a ty z reguly tylko drzwi od strony ulicy. A wszystko dlatego, bo za drzwiami jest ogromne patio gdzie z reguly rosnie jakies drzewo i na nim sa hamaki zas wszystkie okna z pokoi wychodza na takie patio.
Tak wiec wczoraj do poludnia jechalismy do Antigua a potem wybralismy sie na wspinaczke na 2500m npm na wulkan Pacaya ktory jest czynny i mozna obejrzec cieknaca lawe. Przygotowalam sie wiec jak na gorska wspinaczke w odpowiednich butach ale jak sie okazalo wulkan to nie nasze Tatry bo czlowiek sie zakopuje w rozdrobionej lawie, ktora wystudzila sie i sa to male grudki skal wpadajace do butow - mozna wiec miec masaz stop za darmo tylko te grudki sa bardzo ostre. Zakupiony kijek od dzieciakow we wsi przydal sie wiec doskonale chociaz nie wierzylam Markowi ze mi sie przyda. No a w drodze powrotnej zaliczylam 3 upadki z czego ostatni byl najgorszy i spuchl mi lewy kciuk. Balam sie ze mi sie wybil ale jakos dzis juz wyglada nromalnie zas prawa reka ma troche obrazen. No coz wyslalm na ta nieroztropna panne, co nie wizela lampki do oliwy i nie spotkala swego oblubienca - jak to jest w Bibilii. Bo gdybym wziela latarke obszloby sie bez obrazen, bo droga powrotna byla juz po zachodzie slonca. Ale wrazenie wulkanu pozostalo i to ze mogla wsadzic patyk w cieknaca lawe.

Dzisiejszej nocy snilo mi sie, ze jadac do Panajachel mielismy 9 przesiadek autobusowych... no i sen prawie sie sprawdzil bo jechalismy az 4 autobusami. Tutejszy transport bardzo mi sie podoba bo ogolna jego zasda jest ..... brak jakiegokolwiek rozkladu jazdy. Po prostu trzeba przyjsc na przystanek i czekac az cos bedzie jechalo. Poza tym mozna zatrzymac autobus w kazdym miejscu gdyz nie ma zadnych przystankow poza dworcami autobusowymi w miescie, gdzie wszystkie sie zjezdzaja, bo koncza czy tez zaczynaja trase. Mozna zadac wiec sobie pytanie jak wiec mozna jechac przy kilku przesiadkach. Nic trudnego kierowcy wiedza gdzie cie wysadzic i z reguly w tym miejscu juz czeka kolejny pan kierowca, ktory zabiera do swego autobusu stojacego na przyklad po drugiej stronie skrzyzowania. I co najwazniejsze nie musze dziwgac swego plecaka, bo panowie sami go przetransportuja. Zreszta jak na razie jezdzi on ciagle na gorze autobusu i mam nadzieje, ze na tych zakretach i serpentynach nie spadnie nigdzie po drodze :-)

W Solola spotkalismy dzis bardzo milego miejscowego pana, ktory za 2 fajki oprowadzil nas po miescie i zapoznal z kilkoma osobami. Bardzo chcial sie dowiedziec czegos o Polsce, ktora kojarzyl z Janem Pawlem II, Walesa i Solidarnoscia. Nawet chcial odwiezc nas do Panajachel, tylko przypomnailam mu, iz o 15tej ma lekcje z jakims uczniem, o ktorej w przeciagu 30min od umowienia sie na nia zapomnial... po prostu jak widac ludzie maja tu swobodne podejscie do czasu i punktualnosci cieszac sie chwila a nie myslac ile rzeczy maja do zrobienia.

W Panajachel duzo osob chodzi ubranych w stroje lokalne - nawet panowie i to w recznie robionych butach, ktory wzor pochodzi pewnie z poczatku podbojow hiszpanskich. Dzieki temu ulica jest bardzo kolorowa a ja czuej sie nie swoja bedac w jeansach.

Jutro caly dzien spedzamy na jeziorze Atitlan a moim najwazniejszym punktem dnia jest znalezienie w Santiago Atitlan swiatyni San Simon czy tez nazywanego inaczej Maximon (chcialam dzis w Solola taka obejrzec, tylko pani, co ma do niej kluczyki, gdzies sobie pojechala i nie mozna bylo jej odszukac). Kult Maximona jest jeszcze z czasow Majow nim przyjechali tu Hiszpanie a potem miejscowi w ramach przyjomowania chrzescijanstwa przerobili go na kult Swietego Simona (to chyba Szymon po polsku) albo Swietego Judy Tadeusza. Najsmieszniejsze jest to, ze to jest drewniana figurka faceta w realnych rozmiarach, ktory ma normalne ubranie i siedzi sobie na krzesle z fajka w buzi. Wierni przynosza mu w ofierze z reguly alkohol, papierosy, owoce. Raz na rok w czasie Wielkiego Tygodnia taka figurka ma procesje po miescie, po ktorej na przyklad w Santiago Atitlan laduje co roku w innym domu, gdzie mieszkancy musza sie nia opiekowac. W Solola zas ta figurka ma stale miejsce.

Nie wiem kiedy teraz bede znow dostep do internetu. bo moze pochlonie mnie poznawanie tutejszych malych wiosek:-))

2 komentarze:

  1. Widze, ze to kraj prawdziwych mezczyzn, skoro nosza Twoj pl,ecak:) I sa w stanie go udzwignac:) Szkoda, ze mnie tam nie ma. Pozdrawiam i trzymam kciuki, zeby wyprawa do samego konca byla swietna!
    Regina

    OdpowiedzUsuń
  2. Edyta zycze powrotu do pelni sil fizycznych (bo psychiczne jak widzę są w świetnej formie). Nie daj sie porwac przez Maximona.
    Zdawaj relację , co odkrylas w małych wioskach.
    pozdrowienia
    Marta

    OdpowiedzUsuń