poniedziałek, 22 listopada 2010

Dzien policyjny na Kubie oraz Jamajce (22.11)

Niedziela iscie policyjna - bo az tylu kontakow z nia w zyciu nie mialam. Dzien sloneczny ale fabryka cygar zamknieta z racji niedzieli. Dzielnica chinska w Havanie zaliczona - aczkolwiek pan kelner do chinskiego stroju mial zalozone adidasy. Zas na tylach dzielnicy chinskiej bazar skladajacy zie z 4 budek sprzedajacych chinskie rzeczy najgorszej klasy jakiej moga byc.

Sklep za peso kubanskie - widok jak w RP w czasie stanu wojennego - puste polki, 4 panie siedzace i nic nie robiace a na kilku polkach rzeczy dziwne - maska karnawalowa, obok szklanki i jeszcze korek do zlewu....nic zalozyc maske i pic rum ze szklanki.

Po drodze na jednej zulic zaczepil nas polski ksiadz, ubrnay po cywilnemu. Jest tu od 5 czy 8 lat i prowadzi parafie. Wracal wlasnie z posterunku policji, gdzie poszeld wyciagnac z wiezenia parafianina. A ten znalazl sie za to, ze mial laptopa. Ksiadz poszedl wiec pokazac, ze laptop jest jego i pozycyzl Kubancyzkowi do przepisania tekstow na kazania. Bo niestety Kubanczyk bez zgody Fidela nie moze posiadac laptopa - jedynei obcokrajowiec. Ksiadz musial pokazac tez dokument, ze laptop jest darem ambasady polskiej dla niego. Paranoja zupelna.... ale na szczescie czlowiek zostal z wiezenia wypuszcozny - po 2 dniach.

Poszlismy do Muzeum Rewolucji, gdzie stoi slawetna loska, na ktorej przyplynal Fidel wraz z 12 innymi przywodcami rewolucji ale tylko 4 z nich przezylo : Fidel, Raul, Che i jeszcze jeden, ktorego nazwiska nie pamietam. Zachcialo mi sie zrobic zdjecie, wiec przeszlam przez maly plotek. Myslalam, ze plotek po to by samochody nie jezdzily z racji odbywajacego sie dzis maratonu. Niestety zlapal mnie pan policjant, wezwal swego przelozonego. Ten mnie spisal i wezwal radiowoz policyjny. Na szczescie w tej dziwnej sytuacji towarzyszl mi Szwed, ktory zrobil to samo. Nie bylo mowy o tlumaczeniu i przepraszaniu - wyladowalismy na tylnych siedzeniach radiowozu i zaqwieziono nas na posterunek policji... Rozpoczely sie rozmowy przez 1,5h czemu przekroczylismy plotek. Tlumaczylam,z e nie ma znakunie przechodzic a barierka byla tak niska, iz myslalam, ze to z racji maratornu. Pan si euparl na ogladanie mego paszportu. Sklamalam, ze mam w hotelu, bo nie chcialam, by mnie spisano- musze przeciez wrocic na Kube po Jamajce. Zaczeto grozic urzedem imigracyjnym. Na szczescie wyjelam bilet na Jamajke i pokazalam,z e za 2h mam samolot. Wiec, jelsi tweierdza, ze jestem szpiegiem, bo upieram sieprzy swoim, to niech mi pozwola dzis wyjechac. Chyba to poskutkowalo, bo nas puszczono. Mysle, ze w tym wszystkim chodzilo o zastraszenie i pokazanie, jak siega wysoko wladza Fidela no i kazdy bal sie o swoj stolek, by go nie stracic.

Na ltonsiku bylam doslownie 1h przed odlotem. Kolejka astronomiczna ale udalo mi sie odprawic tylko przez dobre 20 min sprawdzano, czy moge jechac bez wizy na Kajmany - moj przelot na Jamajke jest z over stopem na Kajmanahc i musze zmienc tu samolot. O 15.10 samolto winien wystartowac a dopiero wtedy ja przechodzilam kontrole imigracyjna. I moje prosby, by szlo szybcije - bez skutku - bo tu nikt sie nigdzie nie spieszy. Wsiadlam sotatnia do samolotu i juz zaczla ruszac, gdy Kubanczycy go zatrzymali i przed dobra godzine stalismy z otwartymi drzwiami. Okazalo sie, ze sa jakei sproblemy z bagazami i rozpoczelo sie wyczytywanie wszystkich, by sprawdzic, czy jest dobrze. Ostatecznie ruszylismy o 16,15 a po 1h lotu bylam jzu na Gran Cayman'ie. Tu bez problemow na szczescie wszystko i nawet punktualny start samolotu do Kingston. Ale wieksze przeboje zaczley sie znow na Jamajce - wezwano mnie do urzedu imigracyjnego nie mowiac dlaczego. Jak sie okazalo - musialam wykupic wize a ja przestraszylam sie, ze jakas kontrola. Na dodatek pani chciala dzownic do hotelu w ktorym mam nocowac i potiwerdzac rezerwacje, a tej ja przeciez nie mam bo jezdze zawsze w ciemno. Na szczescie tego nei zorbila - bo posiwadczylam jej zemam karte kedytowa i srodki na przezycie. Po 1h przebojow opuscialm ltonisku i wreszcie znalazlam sie w hotelu mikuzi. Pogoda genialna - nic tylko spac na hamaku pomiedzy palmami. Dotalam taka fajna jamajska chatke z pokojem i lazienka tylkod la siebie. No ale po godzinie zwalil mi sie Rayan- Amerykanin, ktory studuje tu medycyne i meiszka w domku obok. Myslalam, ze na chwile - a ta chwila przedluzyla sie w 3h. Rozpieszcozny jedynka - mama codziennie dzwoni do niego, w jego domu sprzata mu jakas pani oraz ma pania do gotowania. Troch emnie wkurzal, bo siedzial ze wzgledu na TV, ktorego nei ma u siebie w pokoju. Ale z kazdej rzeczy trzeba wyciagac pozytywy - rozawialismy sobie po hispznasku, bo on keidys przez rok siedzial w Meksyku. Padlam do lzoka ok 1 w nocy a jutro rano pobudka i ruszam w teren:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz