A wiec wreszcie chwila odpoczynku i dzien w stylu Jemenczyka - czyli troche ruchu rano, siesta w poludnie w hotelu a potem znow zwiedzanie.
Pozwolilismy dzis sobie wyspac sie do woli w pokoju o standardzie miejscowym - czyli koniecznie znaczek na scianie w kierunku Mekki, w szafie zwijane dywaniki do modlitwy, klimatyzacja, wiatrak, oswietlenie na scianach a brak go na suficie. Okropnie skrzypiace lozka, ze jak ktos sie przekreca to chyba slychac w sasiednim pokoju. Do tego rozwalajaca sie szafka z telewizorem oraz dekoderem telewizji satelitarnej zabitym na gwozdzie w szufladzie no ale jest dziura, by mogl dzialac pilot do dekodera. Pokoj jest przestronny ale toaleta zawiera w sobie jednoczesnie prysznic.
W recepcji hotelowej bylismy ok 10tej i przywital nas policjant w mundurze z kalasznikowem w reku. Pan recepcjonista poinfomowal nas, ze to jest nasza ochrona i bedzie z nami wszedzie chodzil. Myslelismy ze to zart - niestety okazalo sie to prawda. Wczoraj, chociaz pilnowali nas tajniacy - ubrani po cywilnemu ale demonstrujacy swoje pistolety przypiete do pasa. No coz - pogodzilismy sie wstepnie z tym - najgorsze, ze pan ni w zab cokolwiek po angielsku.
Na rozruszanie sie postanowilismy zwiedzic pierwsze muzeum - oj ciezko bylo Mirka na to namowic zwlaszcza, ze byl o pustym brzuchu. No ale wytlumaczylam, ze to bedzie szybko no i jest to po drodze do knajpki, gdzie mielismy zamiar jesc oraz muzeum widac z okna hotelowego - bo to tutujeszy dawny palac sultana i jest naprawde imponujacych rozmiarow. Wchodzac po schodach natknelismy sie na naszego wczorajszego pana policjanta, ktory nas przywital usmiechem i zaczal pokazywac stojace dawne auta - czyli Austin, Morris, Fiat, Opel...itd. Staly na wolnym powietrzu na ganku wszystkie w stanie oplakanym (poobijane, pordzewiale) ale pan policjant byl okropnie z nich dumny mowiac, ze to ekspozycja muzealna.
Co do samego muzeum - wstep 500 riali jemenskich, czyli ok 2,5 USD i ponoc zobaczylismy najciekawsze muzeum w calym Jemenie. Jednakze jego stan jest okropny - eksponaty rozwalone, zakurzone, nie wszedzie opisane (ale jesli juz to dzieki Bogu i po arabsku i po angielsku). Panowie pilnujacy - znudzeni, lezacy na podlodze i oczywiscie myslacy o kacie. Po rundce po palacu, sniadanie, a potem mielismy jechac do Tarim. Niestety okazalo sie to nie takie proste- pan policjant mial jechac z nami ale musielismy zaplacic za jego bilet w shared taxi (lacznie z kierowca jedzie tu 10 osob!) My sie zbuntowalismy i wysiedlismy. Pan policjant - totalna niemota - zadzwonil na posterunek i kazal nam czekac az ktos przyjedzie. Nikt nie zjawial sie przez dobre 15min a do posterunku policji jest moze 5min piechota. Kazalismy jeszcze raz dzwonic - wtedy jakas laska powiedziala mi w sluchawce, ze dzis w Tarim jest niebezpiecznie i nie pojedziemy. To oczywiscie bylo klamstwo i sie bardzo wkurzylam. Poszlismy wiec na posterunek policji turystycznej i zrobilismy rozrube, ze nie chcemy zadnej ochrony i chcemy jezdzic sami. Poinformowano wiec nas, ze turysta jezt zobowiazany wszystko oplacic ochronie i nawet dac lunch. To jeszcze bardziej mnie wkurzylo - chodzi o sam fakt a nie kwestie pieniedzy. Ostatecznie dostalismy mlodego chlopaka - znow bez znajomosci angielskiego ale dali mu kase na wikt dzisiejszego dnia.
Tarim - piekne, ale zwiedzanie w 40C albo wiecej naprawde ciezkie. Palace z blota i gliny sfotografowane i dwa remontowane rowniez. Oczywiscie do tych remontowanych mozna bez problemu wejsc , nikt niczego nie zabrania, a panowie pracujacy wrecz ciesza sie, ze ktos chce to obejrzec. Niestety tutejesza konserwacja to raczej destrukcja budynku - wiekszosc zdobien zostaje bowiem wygladzona....
Musielismy chyba zrobic niezla rozrube rano, bo odebral nas z postoju taksowek w Sayun sam dyrektor policji turystycznej- kapitan Jamal, z przeproszeniem za pracownikow i zaprosil, by wpasc do niego po poludniu. Dal nam swe wizytowki, abysmy mogli w kazdej chwili dzwonic jesli mamy jakiekolwiek zastrzezenia czy tez problemy. Odwiozl nas swym Mercedesem do hotelu, do ktorego ucieklismy na czas siesty.
Po 16tej znow ruszylismy w teren i zaczelismy od zajrzenia do pana kapitana Jamala. Przepuszczono nas bez problemu - cofajac nawet prase, bo jak sie okazalo przyjechal ambasador Anglii w Jemenie na otwarcie wystawy muzealnej (de facto kiepskie moze 50 zdjec Jemenu sprzed 75lat, gdy byl on pod wladaniem Anglii). Tym sposobem trafilismy na uroczysty bankiet bedac pomiedzy osobistosciami Jemenu oraz samego ambasadora. Mi nawet proponowano siedzenie na krzesle posrod miejscowej elity. Telewizja wszystko zarejestrowala - mam tylko nadzieje, ze zretuszuja moja plame na spodniach ze sniadania :-) Zageszczeni wojska i snajperow na calej uroczystosci ogromne. Na dachach wszystkich budynkow obok stali snajperzy. Zabawilismy tam moze z 1h i zebralismy sie do Shibam, by zdazyc przed zachodem slonca.
Shibam- Manhatan Pustyni, ktorym jestesmy oczarowani. Budynki zbudowane z blota i zmielonej slomy, wysokie nawet na 8 pieter. Lonely Planet okreslilo to nawet slowami: "zbudowane z blota, mulu i wiary" i chyba tak faktycznie jest, bo powinno sie to zawalic, zwazywszy iz niektore maja ponad 2.200 lat. Wykupilismy bilety po 500 riali od osoby, ktore oddaja miasto na 3 dni w nasze wladanie. Po krotkiej przechadzce wdrapalismy sie na szczyt gory, jaka jest na przeciwko, by moc obejrzec Shibam w trakcie zachodu slonca. To naprawde niewiarygodne, ze ludzie od tylu tysiecy lat mieszkaja w takich domach i to nadal stoi. Oczywiscie teraz zrobiona jest tam kanalizacja i jest woda.... no ale te budynki maja tyle lat. O 18tej byla modlitwa - wiec miasto opustoszalo, bo wszyscy panowie ruszyli do meczetow, ktorych chyba jest ze 5-6 na tym skrawku kilkunastu ulic. My za to rozgoscilismy sie na pysznej herbacie przy panach zywiolowo grajacych w domino. Po modlitwie doszlo ich jeszcze troche i wtedy juz bylo naprawde glosno. Acha - i tu dostalismy w Shibam jeszcze jednego pana policjanta, tak by kazde z nas mialo swego bodyguarda. Dodatkowo pojawil sie menadzer turystyki w Shibam, ktory mowil bardzo dobrze po angielsku. Zarekomendowal nam kolejnosc zwiedzania atrakcji miasta.
Ok 19tej bylismy znow w Sayun, gdzie male zakupy na miejscowym targu, potem picie przepysznych sokow z wyciskanych swiezych owocow oraz kolacja we wczorajszej knajpce - Al-Jazeera Restaurant. Wszedzie oczywiscie chodzil z nami policjant z kalasznikowem, a na koniec dolaczylo 2 tajniakow - tych samych, co wczoraj. My sobie piszemy bloga - a oni siedza i tez cos stukaja w internecie na sasiednich komputerach. Brakuje tylko by sie co jakis czas odezwali: "rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana":-)
Nie chcemy wiec im zabierac wieczoru i idziemy do hotelu, a jutro o 11.30 mamy samolot do Sany - stolicy Jemenu.
pozdrowienia dla gwizdy telewizji Jemeńskiej, świetnie się czyta Twoją opowieść:)
OdpowiedzUsuń