środa, 2 marca 2011

Jordania - z Damaszku do Aqaby czyli dzien w srodkach transportu (wt 1.03)

Konczac jeszcze dzien wczorajszy - to prawie do 2-giej w nocy przegadalismy z panem recepcjonista. Abdullah swietnie mowi po angielsku, bo na zone Angielke, ktora 13 dni wczesniej urodzila mu syna. Teraz czeka, az przyjedzie z nim za jakies 2 tyg do Syrii. Niestety rzad nie pozwala Abdullahowi na wyjazd do Anglii i ma nadzieje, ze teraz dzieki synowi wreszcie sie uda.
Rozmowa byla pasjonujaca - wreszcie ktos otwarcie powiedzial, ze w Syrii ciezko z praca, zarabia sie malo i w ogole daleko do zadowolenia. Miesieczna pensja to ok 200-300 USD, a samo wynajecie mieszkania to koszt powyzej 100 USD na miesiac.

Gdy chcielismy zaplacic karta - okazalo ze zadna z kart nie dziala. Mozliwe, ze to z racji libijskich zamieszek, bo dzien wczesniej w Palmyrze nie dzialal satelita i byly tylko kanaly syryjskie. Abdullah wyjasnil, ze Libia zablokowala u siebie wszystkie kanaly satelitarne, a ze na kraje arabskie jest jeden satelita, to sygnal zostal zablokowany wszedzie.

Pobudka o 7.30!
Po sniadaniu w tempie ekspresowym o 8.20 siedzielismy juz w taksi na dworzec autobusowy skad o 9 chcielismy zlapac transport do Ammanu w Jordanii. Stalo sie jednak inaczej, bo nim dotarlismy do dworca, zlowil nas chlopak z taryfy jadacej rownolegle do naszej z dwoma juz pasazerami w srodku jadacymi do Ammanu. Zeby mu sie oplacalo, to potrzebowal jeszcze 2szt - czyli nas :-) A ze byl mocno zdesperowany, by szybko ruszyc dalej negocjacje przebiegly blyskawicznie i z 700 funtow syryjskich za osobe stanelo na 500 funtach i ...pajechali. Z tylu w taksi siedzial juz lekarz jadacy na jakas konferencje do Ammanu. Z przodu zas Irakijczyk, ktory mial paszport... szwedzki. Lekarz mowil po angielsku. W trakcie drogi Irakijczyk dostal ksywke "dzikie Szwedzisko" - bo mial w wygladzie cos z dzika no i mial paszport szwedzki, czym sie bardzo chwalil. Obecnie zajmuje zacnym zajeciem, bo szmuglem samochodow z Jordanii do Iraku. Wprowadzal rowniez Mirka w arkana mozliwych rozrywek w Ammanie - ja raczej bym z nich nie skorzystala :-)
Podczas jazdy ku granicy nagle Dzikie Szwedzisko strasznie sie rozloscilo i zaczelo ostro krzyczec i machac rekami - lekarz przetlumaczyl, ze przez dobra godzine jezdzili po Damaszku w poszukiwaniu dodatkowych pasazerow, a Szwedzisku sie spieszy, wiec teraz chce, by kierowca dal gaz do dechy, a on w razie czego bedzie placil mandaty. My przytaknelismy, ze tez sie ewentualnie dolozymy. Kierowca niepewnie rozejrzal sie po wszystkich i gdy wszyscy wybuchneli smiechem rozpedzil srebrnego szerszenia do predkosci mandatowej .
Zaliczylismy jeszcze 2 krotkie postoje, a przy trzecim tuz przed granica zmienil sie nam kierowca. Wsiadl wujek dotychczasowego kierowcy. Mowil... po hiszpansku, bo przez 10 lat mieszkal w Wenezueli. Skrzetnie to wykorzystalam, by cos znow sie wywiedziec w kwestii podejscia do prezydenta Syrii. Pan powiedzial,ze nikt w Syrii nie krytykuje wladzy i nic zlego nie powie, bo strach przed odsiadka paralizuje jezyki.
Przekraczanie granicy to cale procedury....
Najpierw sprawdzony zostal lekarz: wzieto go w krzyzowy ogien pytan, zaczeto go poszturchiwac, szydzic z za krotkich spodni, zastosowano najnowoczesniejsze tortury zgodne z ISO 9001 jak: wyrywanie wlosow z brody, ktorej nie mial, pocieranie styropianem o szybe, robienie strug strug marcheweczki czy najokrutniejsza z rzeczy odkrecenie kranu z ciurkajaca woda bez pozwolenia wyjscia do toalety...
Nie nie no znow wodz fantazji dal znac o sobie, ale faktycznie ceregieli jest co niemiara..
Paszport w porzadku, oplata 500 funtow syryjskich za wyjazd - nie w porzadku , gra w sto pytan i sto odpowiedzi i wreszcie pieczatka wyjazdowa w paszporcie. W urzedach panstwowych jest zakaz palenia - wielkie papierosy przekreslone na kazdej scianie ale to nie szkodzi temu, by wszyscy fajczyli. Mirek wiec podszedl bezczelnie do jednego "cmiacego" celnika z zapytaniem czy mozna tu palic. Pan sie bardzo zmieszal i poprosil, by nic nie mowic "tam wyzej", bo jest zakaz.

Mnie zaskoczyla w punktach kontroli liczba dzieci, handulacych najrozniejszymi rzeczami. Niestety niektorzy rodzice zabieraja dzieciaki ze szkol i musza na przyklad w ten sposob pracowac. Zreszta patrzac na Europe, to dzieci maja wygodne zycie i sa zbytnio rozpieszczone. Tu dzieciaki po powrocie do szkoly pomagaja rodzicom - podajac herbate w knajpach, czyszczac buty, handlujac itd...

Ostatnia rzecz jaka zobaczylismy na pozegannie Syrii - ogromny plakat milosciwie panujacego Baszara al-Assada, by doslownie po 10 min zobaczyc witajacego nas w identycznej pozie krola Jordanii Abdullaha.
Jordanczycy sa bardzo przyjazni i nawet na granicy pozowolili nam robic zdjecia, ale nie przeszkadzalo im to przeszukac cala zawartosc plecaka Mirka ...;)

Po przekroczeniu granicy w ciagu 1h dotarlismy do Ammanu, a stamtad kolejne 5h autobusem do Aqaby - kurortu nad Morzem Czerwonym skad rzut beretem do Eljatu w Izraelu.
Panorama i widoki Jordanii sa dosc montonne - pustki i pustynia. Jedyne urozmajcenie w krajobrazie, to... rury lezace wzdluz drogi (jak sie okazuje Amman cierpi na brak wody i wlasnie jest budowany 300km wodociag z poludnia, by transportowac wode). Zaliczylismy tez autobusowa awanture, bo wciskano pasazerow z innego autobusu, ktory zepsul sie po drodze.
Porownujac Jordanie z Syria, to mamy wrazenie wiekszej czystosci, zadbanych samochodow, domow - po prostu wyzszy standard zycia. Ludzie sa albo o wiele ciemniejszej karnacji niz Syryjczycy (podobni jak w Jemenie) badz znacznie jasniejsi - to z reguly Palestynczycy. Miejscowi rowniez bardzo otwarci, ale ja nadal jestem tylko "ogladana", bo wszyscy rozmawiaja z Mirkiem. Na granicy tytulowano mnie "Madame", bo jestem brana za zone Mirka, w czym na pewno pomaga zakupiony pierscionek ;)

Do Aqaby dotarlismy ok 19.45., ale tuz przed nia przejechalismy przez kontrole celna (Aqaba lezy w strefie bezclowej)gdzie zarzadzono kontrole bagazy wg logiki arabskiej. Czesc przeswietlono, inne rozpakowano, a niektorzy pasazerowie nawet nie ruszyli sie z autobusu. Potem pojawil sie problem z ponownym zmieszczeniem wypakowanych tobolow, wiec sporo z nich wyladowalo wewnatrz.
W Aqabie na szczescie zaglebie hotelowe jest rzut beretem od dworca , wiec udalismy sie tam na piechote.
Szybki hotel research - padlo na Amira hotel, bo... na dole jest bezclowy monopolowy i wiele knajp wokol. Mamy tez balkon - mial byc z widokiem na morze... i jest, tyle ze na morze smieci na dachach pobliskich domow:-)
Zostawilismy manele i ruszylismy w miasto, ktore do 24tej tetnilo zyciem. Turystow masa i wszyscy z torbami duty free;)

Wracajac do hotelu wpadlismy na nocna demonstracje przed wladzami lokalnymi. Flagi, okrzyki i domaganie sie zmiany wladz - czyby fala egpiska dotarla i tu? Demonstranci siedzieli cala noc, co obserwowalismy z naszego hotelowego balkonu. Policja zas stala i grzecznie nic nie robila i raczej pilnowala porzadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz