Wczoraj padlam - wymeczylo mnie najwyrazniej siedzenie i nicnierobienie w autobusach. I gdyby nie Mirek, to spalabym pewnie do poludnia. Nastawil budzik na 7.30 i zarzadzil opuszczenie hotelu najpozniej o 8.30.
Sniadanie dzis zostalo nam zasponorowane przez samego naczelnika stacji autobusowej w Aqabie. Wyslal na szybko pracownika i dostalismy po ogromnej kanapie z falafelami i warzywami plus herbata.
Pan nie chcial slyszec o zaplacie. Wreczyl nam za to ksiazke w jezyku angielskim - "Jak zrozumiec islam". Sam zreszta wygladal na fanatyka religijnego - z paskudnym brodziskiem prawie do piersi. Ale byl przemily i nawet nalegal, bysmy go wieczorem odwiedzili w jego domu. Sam punkt kontrolny to male pomieszczenie z 3 biurkami i komputerami. Niestety zaden nie jest wlaczony, wszyscy panowie siedza na ulicy a nie za biurkami. Pan kierownik wydzwonil nam rowniez taksowkarza, ktory zabral nas do Wadi Rum - przepieknej doliny ukrytej miedzy malo dostepnymi gorami. Wszystkie stoki sa wrecz pionowe. Mieszkaja tu jedynie Beduini - tak jak za czasow Abrahama czy Mojzesza - prymitywne namioty na piachu, wokol zwierzeta: owce, wielblady, kozy, kury. Zajmuja sie glownie pasterstwem.
Oczywiscie do Wadi Rum nalezy kupic bilet... ale my zawsze po swojemu
wiec jeden z miejscowych Beduinow obwiozl nas po okolicy swoja terenowa Toyota. Stan auta jak na tutejsze warunki zupelnie naturalny, by nie powiedziec naturalistyczny - drzwi na sznurek, szyby w opcji standing still, duza czesc pustyni w srodku ;) Nas jednak bardziej niz stare inskrypcje na skalach interesowali ludzie pustyni....
Skonczylo sie na tym, ze Mirek na tym pustkowiu wylowil dwie najpiekniejsze beduinskie kobiety mieszkajace wg opisu powyzej. Hmm, nawet na pustyni znajdzie jakas pieknosc :-) Panie byly same (matka z 2 corkami: jedna 11-letnia i druga
17-letnia) Kobiety zaprosily nas do siebie na herbate i poczestowaly serem z wielbladziego mleka(podobny w smaku do naszej bryndzy). Moglismy tez poglaskac wielbady - tu bez przyjemnosci. Cena jednej sztuki to ok.1 tys USD - a w Syrii ok 4tys USD - wiec mamy juz pomysl na biznes, by jordanskie wielbady transportowac do Syrii:-)) Poza tym znamy przeciez Dzikie Szwedzisko majace w materii szmuglu duze doswiadczenie ;)
Pogoda tradycyjnie nie nawala - znow pelne slonce i idealne warunki dla zdjec.
Chodzenie bosymi stopami po rozpalonym piasku pustynni - priceless :-)
Te 3h jazdy w Wadi Rum, wspinaczki na piaskowe wydmy bardzo nas umeczyly. Bylismy przy tym rozsadni i na pionowe sciany nie wchodzilismy, a zwazywszy, ze 2 mies temu spadla tu podczas wspinaczki Izraelka, zupelnie nas odstreczylo od tego typu pomyslow.
Totalnie zakurzeni dojechalismy ok 14tej z powrotem do hotelu i po doprowadzeniu
sie do kultury ruszylismy w miasto. Coraz bardziej upadabniamy sie do miejscowych co rusz posiadajac i saczac tutejsza herbate z mieta, slodzona ogromnymi ilosciami cukru. Krzesla takze ustawiamy w pozycjach obserwacyjnych - przodem do ulicy;)
Odwiedzilismy poczte, gdzie maja w sprzedazy tylko i wylacznie znaczek o jednym nominale. Czyzby koszt przesylki w Jordanii byl taki sam jak do Europy czy USA? Lepiej chyba arabskiej logiki nie probowac rozszyfrowywac ;)
Oczywiscie w tak powaznej instytucji jak poczta na glownej scianie portet "trojcy": w srodku obecnie panujacy Abdullah, po jego prawej stronie ciut nizej portret ojca, zas po lewej - 16letniego syna, ktory ma objac w przyszlosci rzady. Abdullaha wszedzie jest pelno - i chyba z wieksza intensywnoscia niz syryjskiego Baszara, ale przynajmniej w wiekszej liczbie ujec, bo Baszer ma gora 5 zaakceptowanych poz;)
Zaobserowalismy tez "hiperinflacje" - wczoraj paczka herbaty kosztowala 3,5 dinara jordanskiego, a dzis w tym samym sklepie - ta sama juz 5. Spox, to tylko inny sprzedawca w sklepie:-)
Podobnie jak w dwoch poprzednich krajach niestety dym papierosowy jest tu wszedzie. Palenie w autobusach wrecz mile widziane, a ja czuje sie jakbym siedziala wewnatrz pieca i ktos chcialby mnie uwedzic. Zakazy palenia owszem istnieja, ale raczej sa to formy ozdobne:-(
Zasiedlismy wnet na necie, bo miasto z racji pory lunchu jest w polowie wymarle. Za chwile w planie jedzenie w lokalnej knajpie i moze male zakupy bezclowe - przeciez jestesmy w strefie :)
Jutro prawdopodobnie Petra, a gdzie dzien skonczymy - Inshallah:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
skorzystajcie w Petrze z jazdy konnej .Tylko nie zapomnijcie sie handlować.no i petra to zwiedzanie prawie na cały dzień .
OdpowiedzUsuń