Ostatni dzien urlopu postanowilsmy spedzic bez pospiechu. Przede wszystkim - zero budzika rano. Obudzilismy sie ok 10tej, a potem przez jakas 1h ogladalismy tutejsze kanaly muzyczne.
Wniosek jest taki: nie ma w tv czy w radiu ani jednej piosenki arabskiej, w ktorej nie padloby "habibi", czyli kochanie. Jest to absolutnie wymog konieczny i bez tego piosenka sie "nie liczy". Mozna odniesc wrazenie, ze bez tego magicznego slowa piosenka nie jest wciagana na listy przebojow w TV i radiu. Jesli w piosence zlowieszczo przez dluzszy czas nie pada "habibi" albo co gorsza nie pojawia sie ostatecznie w ogole, to znaczy ze mamy do czynienia z tworczoscia offowa lub garazowa, krotko mowiac z niekomercyjnego obiegu lub innego obszaru platniczego ;););)
Liczylismy nawet ile razy sie pojawia w piosence.Szacunki mowia o 7, 9 i 11 razach.
Same teledyski to "filmy krotkometrazowe" - mamy maly wstep, potem rozpoczyna sie karkolomny spiew, a na koncu jak w filmie - lista plac: rezyser, makijazysta, scenarzysta, studio nagraniowe, cala lista firm z podziekowaniami za realizacje (salony odziezowe, firmy kosmetyczne, producenci dywanow) i ...podziekowania dla..rodzicow.
Po herbacie i kanapkach z dzemem ruszylismy w miasto, by zdobyc cytadele. Okazalo sie to dosc trudne, bo idac wg mapy LP trafilismy do starozytnego teatru na 6 tys miejsc. Znow jakas wtopa z tym Lonely. Cale szczescie przy teatrze byla informacja turystyczna, gdzie pan pokierowal nas w kierunku cytadeli. Po 5 min znow cos nam nie pasowalo - brakowalo schodow o ktorych nam mowiono. Zaczelismy pytac miejscowych i ostatecznie pomiedzy domami, waskimi sciezkami wspielismy sie na.... szczyt cytadeli zdobywajac nawet bez lin mury obronne, ktore maja 1,7km dlugosci. Informacyjnie pomogly nam najbardziej miejscowe dzieciaki, ktore pasly kozy pomiedzy starozytnymi kolumnami na terytorium cytadeli. Trudno nam znow zrozumiec - stolica i na terenie stricte zabytkowym pasace sie kozy. Ale co kraj to obyczaj. Obeszlismy calosc - naprawde powierzchnia na miare polskiego Malborku,tylko ze same ruiny. W trakcie zwiedzania okazalo sie, ze zupelnie przypadkiem twierdze obeszlismy za friko, bo przy naszym "secret way" wspinania sie weszlismy z zupelnie innej strony, gdzie nie ma zadnych kas ;) Zeszlismy ta sama droga, co weszlismy i na bazarze znalezlismy "naszostylowa" knajpe, gdzie wsunelismy obiad, po ktorym leglismy na sieste w hotelu.
Pan wlasciciel hotelu jest tak mily, ze pozwolil nam przedluzyc dobe hotelowa do...23-ciej i przy tym nie musimy za to placic :-)
A teraz w planach mamy jeszcze kolacje w naszej knajpie serwujacej kefte z bialym sosem, potem herbatka w sziszarni dwa pietra pod naszym pokojem i o 23-ciej ruszamy na lotnisko....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz