niedziela, 17 listopada 2013
Tunis – pierwsze wrażenia (sb 2013.11.09)
Wylądowaliśmy z 10 minutowym opóźnieniem – ale przywitało nas słońce i temperatura ok 20C. Jak przystało na kraj arabski – na bagaże trochę trzeba było poczekać. Pierwsze obserwacje – stroje kobiece. Niektóre panie totalnie po europejski z dekoltem, inne w chustce na głowie ale reszta europejska ale można spotkać również wersje ortodoksyjna – czyli czador na głowie. Innymi słowy – mój ubiór wpisywał się w tutejszy kanon – czyli jeansy + T-shirt. Krzyś zwrócił uwagę, że panowie stoją i pala papierosa zaś bagaż z pasa zdejmują i ładują na wózek panie.
Co do panów – trafiliśmy na jednego przypominającego bardzo Kadafiego, który po francusku poprosił o ogień. Krzyś prosił o nadmienienie, że wszystkie panie szukające zainteresowania u Tunezyjczyków winny mieć zapalniczkę, która może pomóc zawrzeć znajomość z miejscowym panem, który na 99% będzie nałogowym palaczem.
Przez cło przeszliśmy bez problemu – bardziej są kontrolowani miejscowi, co wwożą no a potem nastąpiła walka taksówkarzy o nas. To trochę tak, jaki dobre 10-20 lat temu na naszym Okęciu. Postrzeganie obcokrajowca, jako osoby, którą można naciągać, bo skoro przyjechał to jest bogaty a ja jestem tu biedny. Szybko poszukaliśmy jakiegoś miejscowego siedzącego w okienku, by dowiedzieć się ile może przejazd kosztować. Okazało się, ze nie 40 czy 30 dinarów tylko maksymalnie 15. Nim doszliśmy do postoju taxi – znów nagabywanie we wszystkich możliwych językach – francuski, angielski, niemiecki hiszpański, rosyjski…. ale jakoś zero polskiego
Na postoju – pan zgodził się za 15 dinarów ale koniecznie chciał doliczyć 5 dinarów za bagaż – oczywiście po tym jak już siedzieliśmy i ruszyliśmy. Poprosiłam, by się zatrzymał, bo my wysiadamy, gdyż to nie ta cena. Ostatecznie dojechaliśmy – i tak jak przewidywałam nie miał wydać reszty, więc kosztowało nas to 17 dinarów.
Tunis widziany z okna taksówki to prostokątne domy – takie jak w Maroku czy też Egipcie. W wielu przypadkach stan zaczęte i nieskończonej budowy. Przeważają białe budynki z niebieskimi oknami i drzwiami. Niektóre mają piękne zdobienia wokół drzwi wejściowych.
Gdy wjechaliśmy w jedną z główny ulic to się okazało, że cały środek jest zamknięty drutami kolczastymi oraz stoją wojskowe pojazdy. Tak samo obok hotelu Hana international, gdzie znajduje się dom diecezjalny prowadzonym przez siostry zakonne z Argentyny (mogłam wykorzystać mój hiszpański!!!), w którym mieszkamy. Trochę się nachodziliśmy nim go znaleźliśmy, bo to ślepa uliczka a źle wysiedliśmy z taksówki.
Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy w miasto, żeby poczuć miasto. Mieszkamy dosłownie 300m od mediny, która stała się naszym celem, bo jest na niej kilka zabytków. Krzyś powoli próbuje się odnaleźć w miejscowym bałaganie:
- śmieci na każdym kroku i trzeba uważać, by w coś nie wdepnąć
- przechodzenie przez jezdnię jest możliwe wszędzie, gdzie się chce
- samochody parkują na chodnikach – piesi muszą więc iść ulicą
- ciągłe klaksony – no bo tu nikt nie zważa na znaki drogowe czy światła uliczna – główna komunikacja to lewa ręka kierowcy wystawiona przez okno oraz klakson.
Dla mnie to już znany chaos i wiem jak go ogarnąć:-)
Namolność miejscowych handlarzy wprowadza w osłupienie – każdy chce coś sprzedać i uważa, że musimy to kupić. Czasami mam wrażenie, że oni lepiej wiedzą, co my chcemy. Problem w tym, że nie mamy potrzeb – chcemy po prostu dojść w jakieś miejsce. Zapytanie o cenę oznacza, że jest się zainteresowanym i potem dalsze pójście bez kupienia tej rzeczy jest obrazą dla sprzedającego.
Jak przystało na arabski targ – mnóstwo rupieci o słabej jakości ale ważne, że świecących i kolorowych; wiele drobnych zakładów, gdzie na miejscu produkuje się i od razu sprzedaje. Ale przerażające to, jak dużo rzeczy z Chin – tekstylia, buty, torebki, etc…. W długim okresie czasu te towary wyprą małych producentów i wszystkie jednoosobowe zakłady. Mój Mąż zauważył, że Tunezja stoi teraz w punkcie jak my w 1989r. Mieli rewolucję w 2011r jako protest przeciwko dyktaturze Ben Aliego ( a ten zrobił wcześniej przewrót by wyprzeć Burgibę, który laicyzował Tunezję) a teraz wszystko stoi w martwym punkcie i nie wiadomo, czy mają iść w kierunku totalnego państwa islamskiego, czy ma być demokracja. Trzy lata temu protestowali młodzi (to blisko 50% społeczeństwa Tunezji , która ma ok 11mln mieszkańców), bo nie mogą znaleźć pracy. Udało się obalić dyktatora – a teraz zaczęła się dyskusja, czy nie utworzyć państwa islamskiego.
Ale wracając do tego, co zobaczyliśmy – to przykleił się do nas jeden miejscowy pan, który chyba był po lekkim spożyciu alkoholu i koniecznie uparł się, że zaprowadzi nas do wielkiego meczetu. Ale tak jak się spodziewałam – nim tam doszliśmy to zaliczyliśmy sklep z dywanami – pod pretekstem widoków z dachu tego domu – rzeczywiście były piękne ale niestety dywanów nie kupiliśmy. Potem chcieliśmy jakoś odprawić pana, więc powiedzieliśmy, że chcemy jeść. Na nasze nieszczęście – zaprowadził nas do swego znajomego z miejscowego „fast fooda” . Dostaliśmy rybe oraz kruczaka z zestawem chyba 4 różnych przystawek oraz oczywiście bagietki (zaistniały zapewne dzięki Francuzom) Po zjedzeniu udało się nam rozstać z nim przy Wielkim Meczecie, ale musieliśmy za to mu niestety zapłacić. Do meczetu jednak nie weszliśmy, bo jest dostępny dla „nie muzułmanów” w godzinach 8-12.
Brak odprawionego pana miał jednak minus – znów staliśmy się celem miejscowych handlarzy, którzy próbowali nam wcisnąć nawet miejscowe buty, w których jednak trudno byłoby wyjść na nasze ulice.
O 18.30 stawiliśmy się w miejscowej katerze na Mszy Św. Zdumiało nas bardzo, że oprócz 3 księży i sióstr zakonnych było może jeszcze 10 osób o białej karnacji – reszta to czarni Afrykańczycy. Na Mszy Św było maksymalnie 40 osób. Wszystko było po francusku, więc czułam się tak , jak za czasów gdy wszędzie nabożeństwa były po łacinie.
Ponieważ wstaliśmy dziś o 4.30 i wykańczająca była namolność miejscowych sprzedawców to postanowiliśmy wrócić do naszego pokoju w domu diecezjalnym. Mimo odgłosów kapania w rurze znajdującej się pod sufitem nad naszym łóżkiem usnęliśmy w trybie ekspresowym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz