niedziela, 17 listopada 2013
Sousse –polskie spotkanie + medina (wt 2013.11.12)
Mieliśmy być o 9.30 na plebanii u księdza Wojciecha, który jest tu na misjach ale spóźniliśmy się jakieś 15 minut, bo zagadaliśmy się z młodym chłopakiem, który też nocował w naszym hotelu. Mówił po angielsku ale miał zapuszczoną brodę jak radykał islamski lecz ubiór typowo europejski. To wyraźnie widać na ulicy, że jest dużo młodych panów z brodami oraz młodych dziewczyn ubranych wg zasad irańskich (chusta na głowie i długa spódnica lub spodnie z bluzka do kolan) bądź nawet Arabii Saudyjskiej (widać tylko oczy). To pokazuje, że część młodego pokolenia chce powrotu do państwa islamskiego. To potwierdził również ksiądz Wojciech, który jest od 5 lat w Tunezji. Nota bene okazało się, ze proboszczem w Sousse jest Palestyńczyk (czyli Arab), który pochodzi z rodziny chrześcijańskiej. Totalny misz-masz, bo na parafii jest więc Palestyńczyk, Polak oraz młody ksiądz z Beninu. Samych parafian – naprawdę niewiele osób i głównie przyjezdni, bądź osoby z mieszanych małżeństw. Dzięki księdzu zrozumieliśmy jak ciężko jest dzieciom z mieszanych małżeństw – często są pogubione, bo nie wiedzą czy są Tunezyjczykami czy też tej drugiej narodowości. Gdy wyjadą na studia do swych drugich ojczyzn – nie wracają, bo tam sobie układają życie. I o ile chłopak żeni się z osobą innego wyznania – to nie ma problemu, ale jeśli dziewczyna wychodzi za osobę innego wyznania – to rodzina się często jej wyrzeka. To dotyczy również rodzin inteligenckich – padł przykład ojca profesora posiadającego żonę Polkę, który nie pozwolił córce wyjechać na studia do Polski (mam nadzieję, że nic nie przekręciłam). Pojawia się teraz dużo małżeństw „turystycznych”, gdzie niestety bardziej Tunezyjczykom chodzi o wizę Unii Europejskiej niż prawdziwe uczucie. Oczywiście nie należy generalizować – ale niestety taka jest większość przypadków.
Bardzo się nam dobrze rozmawiało, ale z racji wizyty biskupa postanowiliśmy dłużej nie przeszkadzać – rozmowę dokończymy w Polsce, bo w maju 2014r ksiądz Wojciech wraca do Polski. Zostaliśmy odprowadzeni pod samo muzeum, gdzie jak zwykle wystawa mozaik oraz część nagrobków z tutejszych katakumb. Taki natłok mozaikowy powoduje, że mamy już ich przesyt a mi się już mieszka co widziałam i gdzie.
Zostaliśmy odprowadzeni pod samo muzeum, gdzie jak zwykle wystawa mozaik oraz część nagrobków z tutejszych katakumb. Taki natłok mozaikowy powoduje, że mamy już ich przesyt a mi się już mieszka co widziałam i gdzie.
Kolejny punkt programu to katakumby, w który ponoć w Sousse jest pochowanych ok 50 tys osób – poganie, Rzymianie jak i pierwsi chrześcijanie. Dla zwiedzających udostępniono może jakieś 500m – ale oczywiście w tych ciemnościach pojawił się młody chłopak z dwoma świeczkami z propozycją zwiedzania tej zamkniętej na kłódkę części. Stanowczo odmówiliśmy, bo chcieliśmy uszanować to, iż mającego układ z osobami sprzedającymi bilety oraz administracją, której musi oddawać część zarobku. Tym sposobem każdy ma dodatkowy dochód a w Tunezji bezrobocie jest bardzo wysokie.
Wracając pieszo do mediny Sousse zajrzeliśmy na stary żydowski cmentarz. To, co to zobaczyliśmy uzmysłowiło nam, jak życie nasze jest przemijające. Pamięć o nas umiera wraz z ostatnią osobą, która nas znała. Czy ktoś z nas pamięta i wie gdzie jest grób jego praprapradziadków? Ja w swej głowie doszłam tylko do pradziadków – dalej nikt nic nie jest w stanie mi powiedzieć. Na tym cmentarzu zastaliśmy same porozwalane grobowce – to nie z upływu czasu – tylko ewidentne ślady demolowania i rozbijania wszystkiego. W jednym z rogów pasące się owce i kozy oraz pilnujący je pies, który bardzo na nas szczekał. Największy paradoks – był właściciel pasącego się bydła i z racji pory modlitwy – zaczął się modlić. Cmentarz jest działający – ostatni pochówek był w styczniu tego roku, choć większość z nich to okres międzywojenny. I oczywiście wszędzie latające śmieci, gdyż ogrodzony teren pozwala na to a jednocześnie nie kole to w oczy przechodniów na ulicy.
W medinie wdrapaliśmy się na wieżę w ribacie i mogliśmy zobaczyć dziedziniec Wielkiego Meczetu oraz cała panoramę Sousse. Kręcąc się uliczkami miasta trafiliśmy jeszcze do prywatnego muzeum, gdzie można było zobaczyć wystrój sprzed około 100 lat oraz zasady panujące w bogatych rodzinach. 32
Każda z żon miała swą część domu, zaś mąż miał swoje łóżko u każdej ze swych żon. Jak się dowiedzieliśmy – po spełnieniu obowiązków małżeńskich żona szła do swego łóżka – prawie o 2/3 mniejszego niż to mężowskie. Dzieci po skończeniu 10 roku życia przechodziły do części wspólnej i spały razem – wcześniej w częściach należących do swych matek. Wystrój był bardzo kolorowy, by kobiety się nie nudziły, gdyż spędzały całe swoje życie w domu i były całkowicie zależne od mężów.
W wystroju były więc kolorowe tkaniny na ścianach, dużo luster, miejsc do siedzenia, półek na bibeloty a nawet szafy. Część kuchenna była oddzielona od komnat „państwa” i miała także oddzielne wejście dla służących
Gdy wracaliśmy do naszego hotelu natknęliśmy się jeszcze na niezwykłe drzwi – i oczywiście w naszym ulubionym kolorze niebieskim. Na kolację udaliśmy się do naszej wczorajszej restauracji – tym razem raczyliśmy się kuskusem (na zdjęciu) z baranina oraz ojja (oża) – czyli kiełbaski baranie z sosem pomidorowym i warzywami. Niestety ale dziś był inny pan kelner i nawet wyższy rachunek niż wczoraj. Czasami mamy wrażenie, że w tutejszych restauracjach sami sobie doliczają napiwek., zwłaszcza białym turystom.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz